Spotkanie [2]- Paula


 Nazywam się Paula, mam 21 lat i studiuję teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Chciałam się z wami podzielić tym, jak ja przeszłam ze śmierci do życia, jak Jezus Zmartwychwstał w moim życiu.
 Może zacznę od tego, że mój dziadek mając 35 lat zapił się na śmierć, zresztą jego dwóch braci skończyło podobnie. Moja mama idąc śladami swojego ojca też była alkoholiczką. Tak samo jak jej ojciec siedziała w więzieniu. Ja mając 12 lat również zaczęłam nadużywać alkoholu, miałam nawet kuratora. I tak żyliśmy, w takiej patologii. Myślałam, że funkcjonowanie naszej rodziny było normalne, mama sobie, tata sobie, ja sobie. Wychowałam się w atmosferze zdrad, przemocy i alkoholizmu. W tamtym czasie nigdy nie przypuszczałam, że to się może zmienić, ale dzięki Bogu się zmieniło.

 Z moją mamą było naprawdę źle. Gdy była już na samym dnie, weszła do Kościoła i znalazła obrazek z orędziem Matki Bożej Królowej Pokoju: 

“Daję wam broń przeciwko goliatowi, oto moich 5 kamieni:
1.                 Różaniec.
2.                 Eucharystia.
3.                 Post.
4.                 Biblia.
5.                 Spowiedź.”

               Moja mama jak zaczęła wprowadzać to orędzie w życie, zaczęła się pomału nawracać. Najpierw zaczęła od Spowiedzi, nie było to łatwe, ale przebrnęła przez to. Potem dołożyła modlitwę. Któregoś dnia pani, która uczyła mnie języka polskiego w podstawówce wezwała mamę do szkoły i powiedziała jej wszystko co może być złe na mnie. Mama z płaczem wróciła do domu. Uświadomiła sobie przez to, jak bardzo mnie źle wychowała. Wzięła się więc za Różaniec i zaczęła zmianę od siebie. Później dołożyła Biblię, zaczęła Ją codziennie czytać, nawet postawiła Ją na widocznym miejscu. Zaczęła również codziennie uczestniczyć we Mszy Świętej. Dołożyła również post w środy i piątki o chlebie i wodzie, na tym etapie złe duchy zaczęły uciekać.
            Następnie mama wzięła się za mnie, co nie było łatwe, bo byłam bardzo zbuntowana. Mama modliła się za mnie 5 długich i bolesnych lat. Nieraz leżała nawet nocami krzyżem, modląc się za mnie, bo naprawdę złe rzeczy robiłam. Modlitwy mamy nie pozostały jednak bez odpowiedzi, zresztą jak każda modlitwa zanoszona do Boga z ufnością. I przyszedł czas na mnie, 5 lat temu. Byłam osobą niewierzącą i nastawiona “anty” do religii. Myślałam, że moja mama z jednej skrajności wpadła w drugą, z alkoholizmu do fanatyzmu. Przez to mamę krytykowałam i wyśmiewałam, nawet wystarczyło tylko, że powiedziała mi coś na temat Kościoła to zaraz mi ciśnienie skakało.
Więc któregoś dnia mama podeszła do mnie ze spokojem i powiedziała: “Słuchaj Paula, jest taka modlitwa pt. „Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego”. Modlisz się tylko dziesiątką różańca przez 9 miesięcy, przez co możesz uratować jedno dziecko od aborcji.” Miałam jeszcze wtedy jakąś wrażliwość, więc zaczęłam odmawiać codziennie dziesiątkę różańca za poczęte dziecko, żeby uchronić je od aborcji. I po kilku dniach tej modlitwy zaczęłam dostrzegać jak źle traktował mnie mój były chłopak, dla którego ważne było tylko to, żeby się pospotykać, podotykać na tym przystać i korzystać. Więc zerwałam z nim i dziękuję za to Bogu. Po kilku dniach tej krótkiej modlitwy otworzyły mi się oczy na główną przyczynę moich upadków – alkohol i złe towarzystwo. A ponieważ zbliżało się bierzmowanie, do którego mama kazała mi przystąpić, praktykowałam wszystko tylko po to, żeby dała mi święty spokój. Mama podrzucała mi też co jakiś czas modlitwy do Ducha Świętego przed bierzmowaniem. Gdy zaczęłam się modlić, zaczęłam więcej dostrzegać. Duch Święty oświecał mnie co powinnam jeszcze zmienić.
                    Nie wiedząc o tym, mama zaczęła mi wprowadzać w życie 5 kamieni, tak jak w swoim przypadku. W moim przypadku zaczęła od Różańca. Później kazała mi się wyspowiadać. Zrobiłam to tylko, żeby dała mi spokój. Nie chciałam powiedzieć podczas spowiedzi księdzu wszystkiego, myślałam: “co ten ksiądz o mnie pomyśli”. Stwierdziłam, że powiem księdzu tylko kilka grzechów, ale miałam dziwne wrażenie, że jeśli bym to zrobiła to mama by się o tym dowiedziała. Moja mama miała niezwykły dar od Boga, zawsze wiedziała kiedy kłamałam. Nigdy nie mogłam jej okłamać, nie ważne jak bardzo autentyczną historię bym wymyśliła. Więc poszłam do spowiedzi, była to spowiedź szczera. To był przełom. Od tamtej pory moje praktyki religijne starałam się wykonywać nie ze względu na mamę, ale chciałam wejść w to trochę głębiej.
                 Dopiero dwa lata temu dowiedziałam się, że moja mama nawróciła się przez Medjugorie. Na początku mi o tym nie mówiła, zresztą się nie dziwię, bo zapewne bym jej nie uwierzyła.
 O. Ante powiedział, że Spowiedź jest niesamowitą łaską, dlatego chciałam się jeszcze podzielić z wami jakiej niesamowitej łaski dostąpiłam właśnie w Medjugorie.
 Na początku mojego nawrócenia przeżyłam wielką tragedie przez pewnego kapłana. Miałam przez to załamanie psychiczne, przestałam też ufać księżom. Ponowie zaczęłam chodziłam do spowiedzi tylko po to, żeby mama dała mi spokój. Podczas tamtych spowiedzi nie byłam szczera. Bałam się jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, przede wszystkim z Odnową w Duchu Świętym i jakimikolwiek księżmi. Chodziłam na niedzielną Mszę Świętą też ze względu na mamę. Zraziłam się bardzo. Zresztą też tym, że tata odszedł od mamy. Myślałam sobie, że ja się nawracam, a tu tata odchodzi. Coś nie tak! Co to za nagroda dla mnie? To ja się nawracam, a tu takie rzeczy się dzieją?! Ale teraz dziękuję za to Bogu, bo tamte doświadczenia wiele mnie nauczyły.
                 Mama poleciła mi, za którymś już z kolei wyjazdem do Medjugorie, żebym się wyspowiadała z tej wielkiej tragedii, bo Jezus podczas spowiedzi leczy nasze rany, więc możemy mu powiedzieć nie tylko nasze grzechy, ale także zranienia, żale i wszystko to co nosimy w swoich sercach. Więc stwierdziłam, że wreszcie to wyduszę z siebie, po trzech latach. Pojechałam więc do Medjugorie z takim zamiarem, ale akurat jak chciałam się wyspowiadać nie było polskiego księdza. Siedziałam na ławce załamana z myślą, że nie ruszę się stamtąd dopóki jakiś ksiądz sam do mnie nie przyjdzie. Jednak po kilku godzinach przyszła do mnie koleżanka i mówi: “ Paula chodź! Jaki ksiądz! Charyzmatyk, święty naprawdę mówię ci! Kolejki ludzi godzinami się u niego spowiadają.” Ja odpowiedziałem: “Tak jasne, na pewno! Wiesz co? Mi jest wszystko jedno! Byle tylko był polski ksiądz, ja tylko chcę to powiedzieć, wyznać to Jezusowi i zrzucić z siebie ten ciężar.” I wyobraźcie sobie otwierają się drzwi konfesjonału, a tam ten kapłan przez którego przeżyłam tą wielką tragedię. Wyobrażacie to sobie?! Tylko Matka Boża mogła zaplanować to spotkanie. Znajomi stali za mną i tak patrzyli co ja robię, czemu nie wchodzę. A ja myślałam co mam robić, przecież teraz nie ucieknę. Odwróciłam się więc do znajomych i powiedziałam im tak: “Wiecie co?! Ja teraz mu wygarnę! Ja mu powiem wszystko co o nim myślę, wszystko co mi zrobił, wszystko co przez niego przeszłam. Trzasnęłam drzwiami i taka pewna siebie mówię księdza: “Szczęść Boże, czy ksiądz mnie pamięta? Mam na imię Paula.” Ksiądz się tak na mnie popatrzył i powiedział: “Ale powiedz coś więcej.” Więc powiedziałam mu, że spotkaliśmy się dwa lata temu w Licheniu, a on mi odpowiedział: “To jesteś ty? Już cię pamiętam. Wiesz co? Ja codziennie dwa razy się za ciebie modlę.” Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam powiedzieć, pomyślałam sobie „to ja weszłam tu z zamiarem wygarnięcia wszystkiego co o księdzu myślę, a ksiądz mi mówi takie rzeczy?!” Ja się w ogóle za tego kapłana nie modliłam. Wtedy przypomniały mi się słowa Matki Bożej z orędzi, które do nas kieruje: „Módlcie się za swoich kapłanów, módlcie się o świętość dla nich, za nim osądzisz kapłana zadaj sobie pytanie czy się za niego modliłaś.” A ja się nie modliłam i było mi bardzo wstyd. Na tej spowiedzi doszło do pojednania z tym kapłanem. Jezus uleczył moje rany i uwolnił mnie od lęków. Od tamtej pory potrafię zaufać kapłanom, mam nawet swojego kierownika duchowego, co wcześniej było nie do pomyślenia. Jak wyszłam już z konfesjonału, było mi tak lekko, że miałam wrażenie, że odlecę do nieba. Po spowiedzi kolega powiedział do mnie takie słowa: “Wiesz co? Jak ty tam byłaś to my się modliliśmy.” Ja odpowiedziałam, że bardzo dziękuję, bo przeżyłam spowiedź życia, a kolega stwierdził: “Ale nie za ciebie, za tego kapłana, bo się baliśmy o niego.” 
To tak ogólnie, nie chcę wchodzić w większe szczegóły, bo nie ma się czym chwalić jakie grzeszne życie prowadziłam.
              Dziękuję za to Bogu, że stoję tu przed wami. W styczniu tego roku, gdy przyjechałam z Medjugorie podczas modlitwy stanęła mi przed oczyma cała moja przeszłość i usłyszałam takie słowa: “Zobacz, to nie jest oczywistość, tak jak ty sobie myślisz. To jest mój dar i to jest cudem. To nie jest twoja zasługa.” Myślałam, że to, że się nawróciłam to nie jest nic wielkiego, ale od tamtej pory Jezus dał mi siłę i powiedział: “Głoś, bo w ten sposób możesz komuś pomóc.” Dlatego stoję tu przed wami i dziękuję Jezusowi za łaskę odwagi, również za to, że mogę śpiewać w chórze, bo po nawróceniu dostałam głos, wcześniej nie miałam ładnego głosu.
              W życiu szukałam miłości, ale nie tam gdzie trzeba. Myślałam, że miłość znajdę w zabawie, alkoholu, miłości ludzkiej. Teraz mogę powiedzieć, że odnalazłam ją dopiero w Jezusie i jestem szczęśliwa z Bogiem i nie zamieniłabym tego za żadne skarby świata. 

„Złożyłem w Panu całą nadzieję; On schylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota, a stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki.” (Ps 40, 1-3)


                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Paula

 


Popularne posty