Moje małżeństwo jest jak katastrofa!

Świat kazał nam oglądać się do tyłu, rozglądać się wkoło i badać, czy aby na pewno nie wychylamy się poza ramy dzisiejszego społeczeństwa.


        26.04.2014r. 
        Trzy lata temu byliśmy sobie obcy. Niebywałe. Leżeliśmy już pewnie w łóżkach gdzieś w Olsztyńskiej Puszczy. Każdy miał swoje problemy, każdy czego innego doświadczył poprzedniego dnia. Wtedy nikt się nie spodziewał, jakie skutki pociągnie za sobą 26 kwietnia. Dziś śmiejemy się, że skutki okazały się gorsze niż wybuch reaktora w Czarnobylu, jednak żadne z nas nie wyobraża sobie życia bez siebie. 
       Gdy po  dwóch miesiącach podjęliśmy decyzję o ślubie, otoczenie pukało się w głowy, słano nam pod stopy czarne scenariusze naszych wyborów. Przecież nie mieliśmy perspektyw (czyt. bogatych rodziców, wykształcenia, kont oszczędnościowych), nie mieliśmy nawet dziecka w drodze co przynajmniej niektórym wytłumaczyłoby ''Dlaczego tak szybko?!" 
      No cóż.. Dziś perspektywa jest podobna. Nadal mam przed sobą szkołę do skończenia, mój mąż znowu jest bezrobotny, a ludzie nadal pukają się w głowę, widząc co najlepszego wyrabiamy, wszakże z  moim zacięciem do nauki i zdolnościami mojego męża moglibyśmy osiągnąć wiele, zdobyć tytuły naukowe, mieć dobre prace i drogi samochód, a my wolimy '' bujać w obłokach". W obłokach.. Czy aby na pewno?
      W szkole podstawowej, pisząc jakieś klasowe wypracowanie wpadłam na myśl, która do dziś przyświeca mi codziennie, myśl by zrobić wszystko aby nie obudzić się jako sześćdziesięciolatka i żałować tego, że przespałam swoje życie.  I choć wielu ludzi próbowało mi tę myśl za wszelką cenę wyrwać, uziemić mnie, pokazać, że wrony nie są orłami i latają blisko ziemi, była jedna osoba, która dała mi poczuć, że to wszystko jest możliwe, był to mój mąż. Dlatego właśnie spotkanie go przeze mnie może okazać się dla świata tak koszmarne w skutkach. Mało rzeczy jest nas w stanie zatrzymać, niewiele nas ogranicza,  bo tym co nas łączy dodajemy sobie skrzydeł do działania. Okazuje się, że trzeba bardzo niewiele by zmienić swój świat.

Jasne, że wolę w biedzie walczyć o ludzkie życia, jasne, że wolę przebywać wśród ludzi, których kocham, niż cisnąć się w korporacyjnym biurze, jasne, że zamiast zalegać przed telewizorem wolę jechać na misję, jasne, że WOLĘ BYĆ NIŻ MIEĆ. 
A dzisiejszy dzień, nasza rocznica jest dowodem na to, że pomimo trudu płynięcie pod prąd jest najpiękniejszym scenariuszem. 

Popularne posty